Strona główna | Mapa serwisu | English version
Dzień zabawy
HOBBY > LITERATURA > Dzień zabawy

DZIEŃ ZABAWY

W przedszkolu „Pod Topola” czwartek jest dniem zabawy. Tego dnia nie odbywają się żadne zajęcia, dzieci mają dzień dla siebie. Mogą dowoli się bawić prześcigając się pomysłami na najciekawszą zabawę. Tego dnia nawet pani nie ingeruje w zabawy dzieci, chyba, że coś naprawdę ją zaniepokoi. Ale jest to taki dzień, że dzieci samodzielnie potrafią się porozumieć, pogodzić i powiedzieć, że ten dzień należy do jednych z najspokojniejszych dni w tygodniu. Panie też przyglądając się bacznie dzieciom mają chwilę wytchnienia i zaplanowania pracy na pozostałe dni. Jest to także wspaniała okazja do poznania upodobań     i zainteresowań dzieci oraz sposobu zachowania się w zabawach swobodnych w domu lub na podwórku. Pomysłowość dzieci pobudzana jest przez mnóstwo różnorodnych zabawek.

    Ale jednego takiego „cudownego dnia” wydarzyło się coś dziwnego. Pogoda za oknem była nieciekawa, wiatr, deszcz i tak strasznie ponuro. Czuło się rozdrażnienie i niepokój.      

    Dzieci od rana też były jakieś nieswoje. Dużo mówiły, wykrzykiwały do siebie, nie bardzo chciały początkowo się ze sobą bawić. Pani obserwowała dzieci i zastanawiała się, co to wszystko może znaczyć.

    Po śniadaniu wszystko jakby się uspokoiło. Nawet Krzyś, najżywszy chłopiec w grupie, siedział w kącie i rozmawiał z Frankiem i Julkiem. Po paru minutach zabawa zaczęła się rozkręcać.

    Dziewczynki tradycyjnie zajęły kuchnię i domek dla lalek. Dziś miało odbywać się tam wielki przyjęcie urodzinowe lalki Zuzi. Dziewczynki więc miały bardzo dużo pracy. Musiały posprzątać, udekorować pokój, upiec ciasto (same lepiły z masy solnej ciasteczka i inne specjały), przygotować sok i oczywiście odpowiednio ubrać wszystkie lalki. Zabawa toczyła się spokojnie.

    Chłopcy zaś wybrali sobie do zabawy dywan, największy teren w Sali. Tam przynieśli sobie rozmaite klocki i samochody. To, co działo się początkowo u chłopców było nawet ciekawe i interesujące. Wyglądało, jak na prawdziwym placu budowy. Krzyś i Mateusz przywozili samochodami duże klocki, z których Michał i Jędrek wznosili ogrodzenie. Wewnątrz ogrodzenia Antek i Mateusz zaczęli wznosić z mniejszych klocków dowożonych przez  Kubę piękny wysoki dom. Kiedy budowla była prawie gotowa. Krzyś nagle znudził się zabawą i jednym machnięciem ręki wszystko rozsypało się na dywan. Chłopcy bardzo byli źli na Krzysia, krzyczeli na niego, zaczęli go nawet popychać i odsuwać od zabawy. Poszli nawet do pani poprosić o pomoc w rozwiązaniu konfliktu. Jak to z dziećmi bywa kłótnia i gniew nie trwały długo nim pani doszła powrotem do biurka, chłopcy pogodzili się i mieli już pomysł na nową zabawę.

    Tym razem na dywan poznosili wszystkie samochody. Poustawiali równiutko jeden obok drugiego i zaczęli z klocków budować coś w rodzaju dźwigu lub innej maszyny. Potem zaczęli jeździć samochodami i ustawiać ich pod tą właśnie maszyną, a następnie z góry zrzucać klocki. Na koniec samochód, na który spadły klocki zostawał rzucany na bok jako złom. To po prostu było złomowisko. Chłopcy rzucali, przerzucali a nawet próbowali zgniatać samochody i klocki. I tu musiała niestety ingerować pani.

    Ogólnie zabawa zakończyła się posprzątaniem przez chłopców wszystkich zabawek, którymi się bawili i od następnego dnia, jeżeli dzieci chciały się bawić, to musiały z domu przynosić własne zabawki. Te przedszkolne miały teraz odpoczywać i patrzeć, jak dzieci potrafią bawić się swoimi zabawkami przyniesionymi z domu.

    Następny dzień był zupełnie niepodobny do poprzedniego. Każde z dzieci przyniosło swoją ulubioną zabawkę i grzecznie się nią bawiło. Dbało o nią, pilnowało, by nie upadła na ziemię, by się nie ubrudziła i by inne dziecko jej nie zniszczyło. Nawet chłopcy byli spokojniejsi

 i dobrze się dogadywali. Przedszkolne zabawki stały spokojnie na swoich miejscach

i przyglądały się dzieciom. Tak jeszcze minęły trzy dni. Dzieci, jak zaczarowane, grzecznie bawiły się swoimi zabawkami i nawet nie przyszło im do głowy aby ich rozbijać, tłuc, czy niszczyć w jaki inny sposób.

    Kiedy czwartego dnia przyszły dzieci do przedszkola zastały pustą salę. Wszystkie zabawki gdzieś się wyniosły. Został tylko samochodzik bez dwóch kółek, miś z urwaną łapką

i potargana, szmaciana lalka bez rączki. Jakież było zdziwienie dzieci. Wszystkie pytały pani:

-gdzie są nasze zabawki?

- co się z nimi stało?

    Ale niestety i pani nie znała odpowiedzi na te pytania.

    Nagle wstał Krzyś i zapytał:

- czy one kiedyś wrócą?

- czy jeszcze będziemy mogli się nimi bawić?

- Myślę, że tak. Musimy tylko teraz znaleźć sposób, żeby one tu do nas wróciły – powiedziała do dzieci pani.

    Przez chwilę dzieci zastanawiały się, co mogą zrobić aby zabawki znów wróciły. Pomysł podpowiedziała dzieciom pani. Spiszemy zasady korzystania z zabawek. Powiesimy na ścianie i zobaczymy, co się dalej stanie.

    Dzieci miały bardzo dużo do powiedzenia, mówiły, jak należy się bawić i jak dbać o zabawki. W końcu powstał Kodeks Zgodnej Zabawy, który pani powiesiła na ścianie w widocznym miejscu.

- Będziemy dbać o wszystkie zabawki,

- Nie będziemy rzucać klockami, samochodami ani innymi zabawkami,

- nie będziemy rozbierać lalek, misiów, urywać im rąk ani nóg,

- nie będziemy wyrywać sobie zabawek,

- po skończonej zabawie wszystkie zabawki będziemy odkładać na swoje miejsce.

    Następnego dnia dzieci ostrożnie i z zaciekawieniem wchodziły do Sali. Ciekawe były, czy zabawki wróciły na swoje miejsce. Pierwsza do Sali weszła Zuzia i od razu krzyknęła – lalki wróciły! Dziewczynkom zrobiło się wesoło, ale tylko dziewczynkom. Chłopcy nadal mieli smutne miny, bo reszta zabawek nie wróciła. Ale pani zaraz pocieszyła dzieci.

- Nie martwcie się, skoro dzisiaj wróciły lalki, to może jutro wrócą następne zabawki.

    Tak też się stało. Kiedy rano dzieci weszły do Sali wszystkim uśmiechnęły się buzie. Zabawki stały na swoich miejscach i czekały na zabawę.

    Od tej pory zabawy dzieci były prawdziwymi zabawami, sprawiającymi przyjemność wszystkim: dzieciom, pani i zabawkom.

To jest stopka