Strona główna | Mapa serwisu | English version
przygoda Zosi
HOBBY > LITERATURA > przygoda Zosi
    Właśnie skończyły się wakacje.

- Jutro idziesz do przedszkola – powiedziała mama do Zosi.

    Zosia popatrzyła na mamę i trochę posmutniała. W małych czarnych oczkach zakręciły się łzy.

- Mamusiu, czy ja naprawdę muszę iść do przedszkola?

- Tak Kochanie. Ja i tata pracujemy, a ty musisz iść do przedszkola.

    Ale nie martw się. Tam jest bardzo fajnie. Poznasz nowe koleżanki, nowych kolegów. Są tam zabawki, jakich nie masz w domu. I jest tam bardzo miła pani, która wymyśla dla dzieci bardzo ciekawe zabawy.

    Zosia słuchała bardzo uważnie tego, co mówiła mama, powoli układała sobie to wszystko w swojej małej główce.

- No dobrze, pójdę jutro do tego przedszkola, jak mówisz, ze tam jest tak fajnie.

- Teraz już idź spać, bo rano nie wstaniesz – powiedziała mama.

    Zosia zasnęła, ale wcale nie miała spokojnego snu. Przeżywała to, że musi rano iść do przedszkola.

    Rano wstała bardzo wcześnie i pobiegła do pokoju rodziców, aby jeszcze przez chwilę przytulić się do mamy i taty.

    Po śniadaniu mama zaprowadziła Zosię do przedszkola. Przez całą drogę buzia nie zamykała się Zosi. Zadawała mamie mnóstwo pytań, chciała jak najwięcej dowiedzieć się o tym miejscu, w którym ma zostać sama bez rodziców.

    Wreszcie dotarły do przedszkola. Samo przedszkole wydawało się Zosi bardzo miłe. Kolorowe ściany, na których wisiały postacie z bajek i rysunki narysowane przez starsze dzieci, małe szafki i małe półeczki na ubrania.

    Wszystko to było dla Zosi nowe i ciekawe. Rozbierając się w szatni myślała o tym, jaka będzie jej sala, jej pani, jej koleżanki i koledzy. Czy polubią się, czy będą chciały się Z nią bawić. Nie miała wiele czasu, bo mama powiedziała.

- Idziemy do Sali. Tam poznasz swoją panią i koleżanki.

    Otworzyła drzwi i dla Zosi otworzył się inny świat. Świat, jak z bajki. Na ścianach piękne kolorowe obrazki, okna przyozdobione kolorowymi elementami zapraszały do jesiennego lasu i parku. Z lamp zwisały kolorowe, zrobione z kartonu owoce, grzyby, kasztany. W kącikach stały kolorowe kosze z klockami, samochody, lalki siedziały równiutko w swoim domku.

    Zosi aż zaśmiały się oczy i powiedziała sama do siebie – jak tu pięknie.

    Było pięknie dopóki trzymała się ręki mamy. Kiedy mama puściła jej małą rączkę i oddała pod opiekę pani, już nie było tak pięknie. Oczy wypełniły łzy i Zosia nic nie widziała. Za zasłonką łez sala stała się szara, smutna, podobna do bezludnej wyspy, gdzie nie ma nikogo tylko strach, który patrzył z każdego miejsca na Zosię wielkimi oczami.

    Nagle Zosia usłyszała miły głos, szeroko otworzyła swoje załzawione oczy i zobaczyła coś, co sprawiło, że przestała płakać. Stała przez chwilę i patrzyła przed siebie. Zobaczyła, jak na dywanie pani bawi się z dziećmi w „zaczarowane figurki”, chłopcy w kącie z kolorowych klocków budują zamek, dziewczynki w kąciku przygotowują coś dla lalek, a z magnetofonu słychać wesołą muzykę.

    Stała i patrzyła, co chwila uśmiechała się aż w końcu dołączyła do bawiących się dzieci. Najpierw podeszła do dziewczynek, popatrzyła chwilę i usłyszała.

- Chcesz się pobawić z nami?

- Tak, odpowiedziała cichutko Zosia.

- Jak masz na imię?

- Zosia

- Chodź, pomożesz nam przygotować przyjęcie urodzinowe dla lalki.

    Przez chwilę Zosia bawiła się z dziewczynkami, ale niedługo. Zainteresowała ją też zabawa na dywanie. Stanęła koło pani i przyglądała się uważnie zabawie. Pani widząc Zosię powiedziała;

- chodź do nas.

    Zosia trochę niechętnie, ale włączyła się do zabawy. Po chwili widać było, że Zosi spodobało się w przedszkolu.

    Jednak nie wszystko było piękne. Najgorsze okazały się chwile, kiedy na stole zjawiało się śniadanie lub obiad. Zosia wtedy robiła się smutna, siadała w kąciku i patrzyła, co będzie działo się dalej. Dzieci chętnie siadały do stolików i z apetytem zjadały wszystko, co podawała pani. Zosię trudno było namówić do jedzenia. Ciągle tylko powtarzała:

- nie lubię mleka!

- nie lubię sera!

- nie lubię takiej zupy!

- nie lubię surówki!

    Dzieci patrzyły na Zosię i zaczynały brać z niej przykład, też mówiąc, że tego czy tamtego nie lubią.

    Pani zaczynała się martwić i myśleć, w jaki sposób zachęcić Zosię i inne dzieci do jedzenia surówek i sera.

    Pierwszym pomysłem pani było przypięcie miarki do ściany i zaznaczanie wzrostu dzieci. Była to super zabawa. Dzieci same często się mierzyły i sprawdzały swój wzrost. Codziennie oczywiście był inny. Po zjedzeniu surówki dzieci rosły, a jeżeli ktoś nie zjadł to malał. Przez kilka dni to skutkowało, ale po tygodniu, czy dwóch znów Zosia i dzieci przestały jesć surówki i ser.

    Potrzebny był nowy pomysł i nowa zachęta. Już następnego dnia pani zebrała wszystkie dzieci na dywanie i powiedziała;

- Posłuchajcie! Opowiem wam dziś historie pewnego chłopca. I pani zaczęła opowiadać.

    W Krakowie mieszkał chłopiec o imieniu Jacek. Chodził do przedszkola, miał kolegów i lubił się z nimi bawić. Koledzy też lubili Jacka, smutno wszystkim było kiedy nie przychodził do przedszkola. Dzieci wtedy rysowały dla niego rysunki i Jaś, najlepszy kolega Jacka zawsze mu te rysunki zanosił. Ale Jacek miał jedna wadę- tak jak wy nie lubił surówek i sera. Mama i pani w przedszkolu, bardzo się tym martwiły. Wymyślały różne rzeczy, aby namówić Jacka do jedzenia. On jednak nie chciał jeść. Aż pewnego dnia stało się coś dziwnego. Jacek zaczął się zmieniać. Robił się coraz mniejszy, skóra jego robiła się biała jak kartka papieru i cieniutka jak bibułka i było widać wszystko, co ma w środku. Na skórze zaczęły wyrastać mu dziwne kolce. Zmienił się tak bardzo, że nikt nie mógł go poznać. Nawet mama nie poznała własnego synka, kiedy rano weszła do pokoju.

- ojej czy to Ty Jacusiu?

- tak to ja – odpowiedział chłopiec.

- Kochanie, jak Ty wyglądasz?

    Jacuś spojrzał na siebie i też się przestraszył. Chciał przytulić się do mamy, ale nie mógł, bo kolce mu przeszkadzały. Rozpłakał się i zaczął delikatnie głaskać mamę po głowie. Mama uśmiechała się i myślała, co ma zrobić, żeby jej synek znów stał się normalnym chłopcem. Wzięła synka za rękę i zaprowadziła do kuchni na śniadanie. Tam oczywiście na talerzyku przygotowany był twarożek z rzodkiewką i bułka z masłem. Jacuś popatrzył na talerzyk i na mamę. Znów skrzywił buzię i wstał od stołu. Mamie zrobiło się bardzo przykro i zaczęła płakać. Synek spojrzał na mamę, na jej smutną twarz i płynące po policzkach łzy. Zrobiło mu się jej żal, wrócił do stołu i zjadł cały serek. Na obiad też zjadł całą surówkę i nie grymasił, że jest niedobra.

    Odkąd Jacuś zaczął jeść ser i surówki znów zaczął się zmieniać. Stawał się normalnym chłopcem, mógł znów przytulać się do mamy i normalnie bawić się z kolegami w przedszkolu. Bo muszę wam powiedzieć, że jak Jacuś nie był normalnym chłopcem, to nikt nie chciał się z nim bawić, każdy od niego uciekał, bał się go i nie mógł na niego patrzeć, bo był bardzo brzydki. Teraz wszystko już jest w porządku. Jacuś jest zadowolonym i wesołym chłopcem. Zawsze pierwszy zjada ser i surówki, często prosi nawet o dokładki i do jedzenia zachęca dzieci. Jeżeli ktoś nie chce jeść to opowiada swoją historię i pokazuje swoje zdjęcie, kiedy był taki straszny.

    Kiedy pani skończyła opowiadać zobaczyła w oczach dzieci i strach i łzy. Ale zaraz ich uspokoiła. U nas na pewno nic takiego się nie stanie, ponieważ od dzisiaj każdy będzie zjadał ser i surówki. Prawda?. Dzieci na chwilę zamyśliły się, ale potem zgodnie odpowiedziały chórem – tak!. Tylko Zosia siedziała cichutko i nic nie odpowiedziała. Pania zapytała jeszcze raz. Czy obiecujecie jeść ser i surówki? Zosia też? Dzieci odpowiedziały jeszcze raz, ale teraz i Zosia dołączyła do dzieci i powiedziała – tak.

    Od tej pory w przedszkolu nie było problemów z jedzeniem surówek


To jest stopka