Strona główna | Mapa serwisu | English version
senne przygody
HOBBY > LITERATURA > senne przygody
   Część pierwsza

 Piotr i Paweł to dwaj bracia. Podobni do siebie, jak dwie krople wody, chociaż charaktery maja zupełnie inne.

    Piotrek spokojny, poważny, taki „mami synek’, Paweł, starszy, mądrzejszy z tysiącem pomysłów w głowie. Niespokojny, ciekawy świata taka trochę niepokorna dusza. Prawdziwy synek tatusia.

    Piotrek ma 4 lata i chodzi do przedszkola, zaś Paweł już prawie uczeń, ma sześć lat i chodzi do szkolnej zerówki.

    Kiedy chodzili obaj do przedszkola to było zupełnie inaczej? Mimo, że byli w innych grupach to trzymali się razem. Jeden za drugim wskoczyłby w ogień. Wspólne miejsce „niedoli” zbliżało ich do siebie. Mieli tu wspólnych kolegów, wspólne zabawki, znajome panie i sale, po których niedawno Paweł oprowadzał Piotrka. To właśnie Paweł wprowadzał Piotrka w tajniki i tajemnice przedszkola. Tu wspólnie przeżywali wesołe i smutne chwile.

    Nieraz Paweł odwiedzał Piotrka w młodszej grupie i dodawał otuchy.

    W domu też trzymali się razem. Wspólny pokój, wspólne zabawki, to chłopców zbliżało do siebie.

    Tak było dopóki Paweł nie poszedł do szkoły – do szkolnej zerówki.

    Tam poczuł się „dorosły”. Codziennie na plecach nosił plecak a w nim poważne książki

 „ Mam 6 lat” i drugie śniadanie. Czuł się taki duży, a jednocześnie taki mały i zagubiony w dużej szkole, ze starszymi kolegami. W przedszkolu był ważny, bo najstarszy, a tu najmłodszy to zawsze ten słabszy i głupszy.

    W szkole mimo swojej odwagi miał ciężkie chwile, ale nie pokazywał tego po sobie. Chciał być „dorosły” i chciałby wszyscy to widzieli.

    Najbardziej udawało mu się to przed Piotrkiem. Teraz już nie zawsze chciał bawić się z bratem. Teraz wolał poganiać ze swoimi kolegami ze szkoły, pograć na komputerze, a nie zadawać się z maluchem.

    Do tej pory w pokoju chłopców stała pod łóżkiem duża skrzynia i dwa mniejsze pudełka tekturowe. W skrzyni chłopcy trzymali swoje zabawki i różne skarby, które gdzieś tam kiedyś wpadły im w ręce. Można tam było znaleźć prawie wszystko; szpulki po niciach, sprężynki, sznurek, nakrętki od butelek, druciki, stary budzik i wiele innych. Do tych skarbów nikt nie miał dostępu poza chłopcami. Jak mieli ochotę na zabawę, to wyciągali skrzynię na środek pokoju, wysypywali z niej wszystko na podłogę i wymyślali najróżniejsze zabawy. Najlepszy był w tym Paweł. Piotrek grzecznie podporządkowywał się bratu. Nieraz zwykła zabawka ( miś, samochód lub kawałek drucika) w zabawie przechodziła dziwne przemiany; miś stawał się wielkoludem lub przybyszem z innej planety, samochód był niezwykłym pojazdem, który zmieniał się w przedziwny obiekt, drucik stawał się strasznym wężem lub jeszcze czymś innym.

    Zabawy te trwały nieraz bardzo długo i były głośne. Ciężko było chłopców oderwać do spania lub innych zajęć. Paweł miał naprawdę ciekawe pomysły, a Piotrek czuł się dumny, że ma takiego mądrego brata i często w przedszkolu opowiadał kolegom, co takiego wymyślił jego brat.

    Nieraz zabawy kończyły się inaczej. Chłopcy kłócili się i przekładali wtedy zabawki do dwóch mniejszych pudełek. Każdy zabierał swoje, a po kilku minutach zabawki znów wracały do dużej skrzyni. Nieraz tylko któryś przychomikował sobie jakiś drobiażdżek, ale i on szybko wracał do wspólnej skrzyni. To dla chłopców też miało swój urok. Kłócili się i godzili, wygrywali lub przegrywali, ale zawsze potrafili szybko się pogodzić i panowała zgoda.

    Wieczorem, kiedy leżeli w łóżkach lubili słuchać bajek i opowiadań, które opowiadał im tata. Były to nieraz dziwne historie, czasami widać było po minach chłopców, że trochę się boją, ale z zaciekawieniem słuchali dalej i każdego dnia prosili o coś nowego i bardziej dziwnego. Nieraz w nocy chłopcy budzili się lub rano opowiadali o snach, w których przeżywali przygody z opowiadań taty.

    Ale najciekawsza historia to była ta, która przydarzyła się chłopcom, kiedy byli u dziadków na wsi.

Część druga


    Jak co roku, kiedy robiło się ciepło, dziadkowie zabierali chłopców na weekend do siebie na wieś. W czasie wakacji też często chłopcy tam jeździli. Rodzice pracowali, więc chłopcy wyjeżdżali do dziadków.

    Bardzo lubili tam jeździć, całe dnie na powietrzu, dziadek i babcia mieli dla nich zawsze dużo czasu, wszędzie zabierali ich ze sobą: do lasu, nad rzekę, na łąkę. A w ogóle to na wsi było ciekawiej niż w mieście; można było zobaczyć różne zwierzęta, posłuchać śpiewu ptaków i tego, co „w trawie piszczy”. Można było biegać boso po trawie, a po deszczu paplać się w kałużach i z błota robić „pączki”.

    Dziadek często zabierał chłopców do lasu, pokazywał ptaki, ich gniazda, uczył nasłuchiwać odgłosów, zbierać grzyby, leśne owoce i rozróżniać drzewa i rośliny. Umiał także pięknie opowiadać o tym, co ich otaczało. Nieraz pokazywał chłopcom miejsca „zakazane”, takie, do których nie można chodzić, bo są niebezpieczne. Te miejsca najbardziej ich kusiły i pobudzały ich wyobraźnię, szczególnie starszego Pawła, który podobnie jak tata i dziadek miał dar wymyślania najróżniejszych historii.

    Nieraz w domu chcąc nastraszyć młodszego brata wymyślał różne dziwne historie. Piotrek wtedy ze łzami w oczach uciekał do pokoju rodziców i zostawał tam do rana.

    Tym razem było inaczej. To, co się stało przeraziło obydwu chłopców. Obaj siedzieli przerażeni z oczami wielkimi, jak koła od roweru. Nie mogli z siebie wydobyć ani słowa, czekali aż ktoś przyjdzie i ich uratuje.

    Rano, kiedy babcia weszła do pokoju zobaczyła śpiących na siedząco i wtulonych w siebie chłopców. Trochę ją ten widok przeraził, ale i trochę rozśmieszył.

    Kiedy chłopcy wstali, babcia zapytała ich, co działo się w nocy?

    Chłopcy jeszcze trochę przerażeni i niewyspani zaczęli opowiadać babci swoje nocne przeżycia.

- Dzisiaj w nocy był u nas „duch lasu” – powiedział Paweł

-, Co Ty opowiadasz Pawełku? Nie ma duchów, a tym bardziej „ducha lasu”

- Babciu, mówię Ci on był naprawdę. Był taki duży, cały zielony, zamiast włosów miał liście, a zamiast rąk długie gałęzie, na których siedziały duże czarne ptaki i wyskubywały sobie pióra.

- Coś wam się przewidziało. W nocy padał tylko deszcz i wiał silny wiatr. Gałęzie drzew uderzały w okno i w świetle lampy widać było tylko cienie kołyszących się gałęzi.

- Nieprawda babciu – dodał Piotrek. Ten „duch” krzyczał do nas i chciał wejść do środka. Próbował otworzyć okno, ale mu się nie udało. Bardzo się baliśmy. Wymachiwał rekami, coś do nas wołał, wyglądało tak jakby chciał zabrać nas do lasu.

To było babciu naprawdę straszne.

- To był na pewno sen. Cały dzień spędziliście z dziadkiem w lesie i pewnie dziadek wam naopowiadał różnych rzeczy i w nocy wam się przyśniło.

Dziś już do lasu nie pójdziecie.

Jest piękna pogoda. Idziemy dziś nad rzekę.

    Dzień był naprawdę piękny. Słońce przygrzewało mocno. Chłopcy mieli mnóstwo radości. Nie wychodzili prawie z wody. Na dnie szukali kamyków, muszelek, próbowali łapać w ręce małe rybki i na brzegu budowali zamki z piasku.

    Szybko mijał czas i nie wiadomo, kiedy minął cały dzień. Wieczorem jeszcze trochę chłopcy posiedzieli przed domem, „pofiglowali” z psem i kotem i grzecznie poszli do łóżek.

    Jak każdego wieczoru była porcja opowieści z „dziadkowej szuflady”. Nie wiadomo, czy chłopcy do końca wysłuchali opowieści dziadka, wiadomo na pewno, że usnęli grzecznie jak malutkie dzieci wtuleni w poduszki.. Przez otwarte okno leciało świeże powietrze a księżyc zaglądał do chłopców, jakby pilnował ich spokojnego snu.

    Sen jednak nie bardzo mieli spokojny. Chłopcy często przewracali się z boku na bok, kopali nogami, machali rękami i robili różne miny.

    Rano, kiedy wstał nowy dzień i promienie słońca obudziły chłopców stało się coś dziwnego. Chłopcy dziwnie spojrzeli na siebie i na pokój, w którym byli. Widać było w ich oczach i strach i radość.

    Kiedy babcia weszła do pokoju obydwaj pobiegli w jej stronę i mocno się do niej przytulili. Babcia była trochę zdziwiona i zapytała chłopców:

- Czy coś się stało? Jesteście dzisiaj jacyś dziwni.

- Babciu, babciu mówił jeden przez drugiego. Byłem rybą i pływałem w wielkim oceanie.

- Jaką rybą i o czym wy mówicie?

- Zaraz Ci babciu opowiemy – zaczął Paweł.

- Ja się bardzo bałem – dodał Piotrek.

- Ależ spokojnie chłopcy. Chodźcie, napijecie się mleka i wszystko nam opowiecie.

    Babcia z dziadkiem usiedli wygodnie na werandzie domu i słuchali opowieści chłopców, a właściwie Pawła, który miał dar pięknego opowiadania.

- Wieczorem, kiedy leżeliśmy już w łóżkach – zaczął Paweł i przez otwarte okno widać było gwiazdy i księżyc do pokoju wleciała wielka fala wody a wraz z nią piękna złota rybka. Najpierw spokojnie pływała po pokoju, mrugała do nas oczkiem, ruszała pyszczkiem, jakby coś mówiła, ale my nie mogliśmy tego zrozumieć. Tak pływając machała płetwami i długim pięknym ogonem. W pewnej chwili dotknęła Piotrka ogonkiem i zamieniła go w rybę, piękną rybę w biało niebieskie paski. Nie zdążyłem krzyknąć ani nic powiedzieć, bo i ja stałem się rybą. Bardzo dziwną rybą – czarną z długim falbaniastym ogonem i bardzo dużymi ślepiami, wystającymi poza mój mały łepek. Wtedy dopiero zaczęliśmy słyszeć i rozumieć jej mowę. Razem z nią znaleźliśmy się w wielkim oceanie. Było tam pięknie, ale i strasznie. Świat pod wodą był kolorowy, bardzo ciekawy, pełen przedziwnych roślin, ryb, kamieni, skał i nie wiadomo, czego jeszcze. Nie potrafię tego opisać. W tym pięknym świecie pływały przeróżne ryby. Małe i duże, kolorowe i smutne, ponure, jakby ciągle czegoś się bały. Wszystkie przyjęły nas do siebie, bawiły się z nami i pokazywały nam swoje królestwo. Mogliśmy robić wszystko, na co tylko mieliśmy ochotę. Nie wiem, jak długo to wszystko trwało, te nasze super zabawy, kiedy dopłynęliśmy do starego zatopionego statku. Nagle przy nas zrobiło się pusto, nikogo nie było, wszystkie ryby gdzieś się pochowały. Byłyśmy tylko my- dwie zagubione rybki w nowym nieznanym świecie.

    Nagle zrobiło się tak jakoś dziwnie. Woda jakby zmieniła kolor, zawirowała, zabulgotała i ze starego wraku wypłynęła wielka straszna ryba, cała pokryta kolcami, jakby była jeżem i połknęła Piotrka.

- To było straszne babciu, tak straszne, że obudziliśmy się i ucieszyliśmy, że jesteśmy dziećmi i, że Ty jesteś babciu przy nas.

- To naprawdę mieliście straszny sen. Chyba za dużo wrażeń macie tu na wsi – powiedziała babcia, ale już dziś popołudniu jedziecie do domu i do swoich zajęć – szkoły i przedszkola.

- Babciu, jak opowiem to w szkole to chłopaki zzielenieją z zazdrości – rzekł Paweł.

- Ja też opowiem dzieciakom w przedszkolu i oczywiście swojej pani, na pewno się ucieszy.

- No dobrze chłopcy, teraz idźcie z dziadkiem do ogrodu i narwijcie dla mamy pięknych kwiatków.

    Po południu przyjechali po chłopców rodzice. Nie siedzieli zbyt długo, bo chłopcy natychmiast chcieli jechać do domu, aby jeszcze dziś opowiedzieć kolegom na podwórku o swoich sennych przygodach.

Część trzecia
 

    Przez całą drogę buzie chłopcom się nie zamykały. Opowiadali rodzicom, co takiego widzieli, co robili i wreszcie, jakie mieli koszmarne sny. Rodzice słuchali z zainteresowaniem, szczególnie mama, bo tata prowadził samochód i musiał uważać na drogę.

    Zaraz po powrocie do domu chłopcy chcieli iść na podwórko, aby opowiedzieć kolegom. Zdziwili się bardzo, bo na podwórku nie było nikogo. Wszyscy gdzieś powyjeżdżali, powychodzili i nikogo nie było. Musieli więc siedzieć w domu i zajać się swoimi zabawami.    Nie bardzo im to wychodziło, zmieniali często zabawy, nie mogli usiedzieć na jednym miejscu. Dobrze, że kończył się dzień, chłopcy musieli iść spać. Rano czekał ich nowy dzień pełen nowych wrażeń i nowych zajęć.

    Pierwsze dni po powrocie ze wsi były dla wszystkich pełne emocji. Chłopcy byli przejęci i dumni, że tyle mają do opowiedzenia, że każdy słucha ich z zainteresowaniem. Rodzice nie poznawali swoich synów, momentami nie mogli zapanować nad potokiem słów, które płynęły z ust chłopców. Nawet Piotrek, do tej pory raczej małomówny rozgadał się i też miał wiele do powiedzenia.

     Trzeciego dnia jakoś się uspokoiło. Piotrek i Paweł już chyba wszystkim opowiedzieli swoje niezwykłe przeżycia i trochę się uspokoili. Życie wróciło do poprzedniego stanu. Wszystko znów toczyło się swoim rytmem. Rano przedszkole, szkoła, potem zabawy, zajęcia własne, nieraz spacery aż do dnia, kiedy chłopcy musieli sami zostać w domu. Miało to być tylko parę minut, ale i tak było wielkim przeżyciem, ponieważ nigdy jeszcze chłopcy nie zostawali sami w domu. Było to trudne i dla mamy i dla chłopców. Nikt nie mógł przewidzieć, co się w tym czasie może wydarzyć.

    Kiedy tylko mama zamknęła za sobą drzwi i chłopcy usłyszeli zamykającą się zasuwę, poczuli się bardzo nieswojo i dziwnie. Piotrek chyba nie bardzo zdawał sobie z tego sprawę, przecież był pod opieką starszego brata, więc wiedział, że w razie potrzeby zawsze go obroni.

    Co innego Pawłowi chodziło po głowie. On myślał zupełnie inaczej. W jednej chwili poczuł się bardzo dorosły i odpowiedzialny za całą sytuację. To jednak trochę przerastało go, nie bardzo był jeszcze przygotowany na taka sytuację. Co prawda mama często mówiła chłopcom, jak powinni zachować się w domu, jak zostaną kiedyś sami, ale Paweł nie myślał, że będzie to tak szybko.

    W głowie Pawła rodziło się tysiące pytań. Co zrobić, jak ktoś zapuka do drzwi?, Co zrobić i co powiedzieć, jak zadzwoni telefon?, A jak Piotrek coś połknie?, a jak….? I tak bez końca, a wyobraźnia podsuwała mu tysiące czarnych scenariuszy.

    Myśli te przerwało wołanie Piotrka.

- Paweł! Chodź się wreszcie bawić, nie stój tam.

  Już wysypałem zabawki i wszystko naszykowałem.

- Już idę. Poustawiaj, jak zawsze samochody, urządzimy sobie rajd samochodowy – krzyknął z przedpokoju Paweł.

    Kiedy Paweł wszedł do pokoju i usiadł koło Piotrka, żeby zacząć zabawę stało się coś dziwnego. Chłopcy patrzyli to na pokój, to na siebie i bali się odezwać. Wszystko, co znajdowało się w pokoju ożywało. Każdy mebel i zabawka patrzyła na nich wielkimi smutnymi lub wesołymi oczami a usta albo milczały albo próbowały coś mówić, a właściwie krzyczeć. Najweselszymi sprzętami w pokoju był komputer, piłka Pawła i pluszowy miś Piotrka z urwanym jednym uszkiem. Te rzeczy uśmiechały się i nie mówiły nic. Pozostałe rzeczy: szafa, łóżka, biurko, zabawki miały smutne miny i zadawało się, że coś do nich mówią. Początkowo chłopcy nie rozumieli tej mowy. Bardzo się bali i myśleli tylko, żeby przyszła już mama. Nic nie było w stanie odwrócić uwagi chłopców. Strach potęgował jeszcze te obrazy. Meble zaczęły się ruszać, krzywić, skrzypieć i przybliżać się do chłopców.

    Zaczęli wtedy powoli rozumieć, co mówią do nich meble.

    Szafa zaczęła narzekać na ciągły w niej bałagan, łóżka miały dosyć skakania chłopców, zabawki ciągłego rozbijania i rzucania, a biurko bałaganu, który zawsze na nim był.

    Tylko komputer, piłka i miś byli na swoim miejscu i przyjaźnie uśmiechali się do dzieci.

    Nagle klucz otworzył zasuwę i wszystko wróciło na swoje miejsce, jakby nic się nie działo.

    Chłopcy szybko się poderwali z podłogi i pobiegli do drzwi. W drzwiach stali rodzice. Piotrek i Paweł dobiegli do rodziców, zaczęli mocno się do nich przytulać, ale nic nie mówili.

    Wieczorem, kiedy mama położyła ich do łóżek Paweł zapytał;

- Mamusiu, czy meble mogą mówić i na nas się gniewać?

- Skąd takie pytanie Pawełku?

- Bo dzisiaj, jak byliśmy sami w domu to szafa, łóżka i zabawki krzyczały na nas, tylko komputer, piłka i miś Piotrka nic nie mówił. Dlaczego?

- Posłuchajcie – powiedziała mama. To, co widzieliście i słyszeliście to tylko wasza wyobraźnia. Na pewno bardzo baliście się i widzieliście to, czego baliście się najbardziej. A, że słyszeliście ich skargi to chyba dobrze. Wiecie teraz, co trzeba robić. Trzeba dbać o porządek w pokoju, dbać o swoje zabawki, o wszystko, a nie tylko o ulubione rzeczy.

    A teraz już śpijcie. Jutro pomogę wam zrobić porządek w pokoju i już nic nie będzie mieć do was żalu.

Dobranoc chłopcy.



To jest stopka